środa, 30 września 2009

Trzy rady finansowe dla przyjaciela

Kilka dni temu miałem luźną konwersację z kolegą na temat finansów osobistych. Kolega skarżył się jak ciężko mu oszczędzić cokolwiek. Zawsze pojawiają się jakieś niespodziewane wydatki, żona coś sobie kupi, córka potrzebuje coś do szkoły, on sam wyda na książkę itp. Ogólnie rzecz biorąc standardowa sytuacja wielu polskich rodzin. Zarabiamy, ale nie oszczędzamy, bo prawie nigdy nic nam nie zostaje. Oczywiście pobieżnie znając znając sytuację finansową kolegi, od razu wiedziałem, że dla niego idealnym "lekarstwem" jest zasada "najpierw płać sobie". Opowiedziałem mu jak ja to robię, poleciłem otworzenie konta oszczędnościowego. I tutaj moje wielki zdziwienie, kolega był ....zachwycony!!! To dało mi wiele do myślenia. Wychodzi na to, że to co dla mnie, osoby mocno interesującej się finansami osobistymi, jest oczywiste, wcale takie nie musi być dla innych. Od razu po skończeniu tamtej rozmowy, zacząłem zastanawiać się co tak naprawdę jest najważniejsze w zarządzaniu finansami osobistymi. Doszedłem do wniosku, że oczywiście jest cała masa ważnych informacji, ale jako, że piszę bloga, wymyśliłem sobie, że stworzę krótką listę rzeczy najważniejszych, najistotniejszych moim zdaniem. Postanowiłem ograniczyć się tylko do listy trzech rzeczy od których powinien zacząć, każdy kto chce uporządkować swoje finanse osobiste. Oto moja lista:

1. Poznaj swoje wydatki
Uważam, że od tego właśnie powinniśmy zacząć. Dlaczego właśnie od tego? Dlatego, bo większość ludzi ma wielkie problemy z kontrolowaniem swoich pieniędzy. Bardzo dużo pieniędzy wydajemy, na rzeczy mało istotne z punktu widzenia naszego bytu, na dodatek wiele z tych wydatków ma charakter cykliczny. Z czego też często nie zdajemy sobie sprawy. 10 zł tu, 2zł tam i na koniec miesiąca dziwimy się gdzie z konta zniknęło nam kilkaset złotych. Proponuję więc dokładnie zapisywać wszystkie swoje wydatki przez 3 miesiące. Osobiście nie znam nikogo, kto tego spróbował i na końcu nie stwierdził, że otworzyły mu się oczy. Dopiero wiedząc na co wydajemy, możemy zacząć zastanawiać się nad sensem i celowością tych wydatków. Ustalić priorytety i zacząć budżetować. To pozwoli nam na osiągnięcie stanu docelowego jakim jest regularne osiąganie nadwyżek finansowych.

2. Stwórz fundusz bezpieczeństwa
Kiedy już wiemy gdzie i na co do tej pory wydawaliśmy i dzięki tej wiedzy udało nam się osiągnąć stan kiedy nasze dochody są wyższe od wydatków. Musimy podjąć decyzję co zrobić z tym co nam zostaje. Moim zdaniem pierwszeństwo powinno mieć stworzenie funduszu bezpieczeństwa i/lub pozbycie się wysoko oprocentowanego długu. Od czego zaczniemy jest kwestią indywidualną. Ja sam zabrałem się za jedno i drugie w tym samym czasie.
Dlaczego fundusz bezpieczeństwa jest taki ważny? Bo daje nam ....poczucie bezpieczeństwa, uodparnia nas na krótkoterminowe problemy z płynnością finansową, pozwala nam spokojniej inwestować. Niejako przestawia naszą perspektywę z krótko na długoterminową. Bezpieczeństwo finansowe jest bardzo ważnym etapem w drodze do niezależności finansowej. Etapem, który możemy osiągnąć relatywnie szybko!

3. Pozbądź się wysoko oprocentowanego długu.
Zadłużenie na 20% naprawdę jest zabójcze dla naszej wartości netto. Głupotą jest inwestowanie gdy mamy zadłużenie w postaci kart kredytowych, czy kredytów gotówkowych. Powinniśmy skierować wszystkie siły i energię na pozbycie się złego długu.

To jest właśnie moja krótka lista, od której każdy powinien zacząć "swoją przygodę" z finansami osobistymi. Wykonanie tylko tych czynności, sprawi, że nasze finanse osobiste będą zdrowe. Nasze wydatki będą pod kontrolą, zyskamy poczucie bezpieczeństwa finansowego i z miesiąca na miesiąc to my, a nie instytucje finansowe będziemy się bogacić.

Przeczytaj także:
Efekt małych procentów
Jak korzystać z funduszu bezpieczeństwa?
Koszt Alternatywny i jego znaczenie w naszym życiu
Płatki śniegu - czyli jak pozbyć się długu małymi krokami
Dave Ramsey i jego "Kula Śniegowa"

poniedziałek, 28 września 2009

Co nie podoba mi się w OFE!

Niedawno gdzieś czytałem, że rząd pracuje nad wprowadzeniem bezpiecznych funduszy w ramach OFE. Chodzi o to, że ludzie mający kilka lat do emerytury nie powinni być narażani na nadmierne ryzyko. Zgadzam się całkowicie. Jeżeli ktoś ma krótki horyzont inwestycyjny, powinien skupiać się raczej na zachowaniu realnej wartości swojej inwestycji, a nie igraniu z ogniem na ostatnią chwilę. Po prostu na odrobienie ewentualnych strat może już nie być czasu. Osobiście giełdę odradzałbym każdemu, kto będzie potrzebował zainwestowanych pieniędzy szybciej niż w ciągu pięciu lat. Jeżeli zbierasz na studia dziecka, a dziecko ma 17 lat, to nie daj się namówić na żadne ryzykowne inwestycje. Proponowałbym raczej konto oszczędnościowe, czy jakieś lokaty. Niestety, podejmując nadmierne ryzyko w nieodpowiednim momencie ryzykujemy nie tylko pieniądze, ale coś o wiele ważniejszego - nasze marzenia. W ten sposób możemy przegrać marzenie o domku z ogródkiem na starość dla siebie, lub studiach na dobrej uczelni w innym mieście lub kraju dla naszego dziecka. Dlatego generalnie jestem zadowolony, że ktoś w rządzie wreszcie zauważył podstawową wadę II filaru, czyli kompletne ignorowanie horyzontu inwestycyjnego jego uczestników. Wrzucanie do jednego worka 20 i 60 latka jest z punktu widzenia zarządzania ryzykiem kompletnym nieporozumieniem. Ten pierwszy ma przed sobą niemal pół wieku na pomnażanie pieniędzy, ten drugi powinien już koncentrować się tylko na nietraceniu tego co ma, czyli walkę z inflacją.
Wniosek jest jeden, każde OFE powinno móc tworzyć kilka subfunduszy o różnym stopniu zaangażowania w ryzykowne instrumenty finansowe. Ludzie 20-30 letni powinni mieć możliwość inwestowania do 100% swoich pieniędzy w akcje! Ludzie starsi powinni móc wybrać coś mniej ryzykownego. W USA dużą popularnością cieszą się tzw. Target Funds. Są to fundusze tworzone dla ludzi planujących przejść na emeryturę w konkretnym roku. Dzięki temu, że zarządzający danym funduszem doskonale zna horyzont inwestycyjny swoich klientów to sam w miarę przybliżania się końcowej daty, zmienia stosunek akcji do obligacji, czy papierów skarbowych. Osobiście byłbym za takim właśnie rozwiązaniem w naszych OFE. Niestety tak dobrze to u nas raczej nie będzie, pozostaje jednak miec nadzieję, że oprócz bezpiecznych funduszy dla ludzi w wieku przedemerytalnym, pojawią się także agresywne fundusze dla ludzi młodych. Jest kompletnym nieporozumieniem, żeby 20 latek miał tylko 20% swoich pieniędzy zainwestowanych w akcję. W dodatku płacąc za to słone prowizje! Zauważyli to chociażby Słowacy, którzy pieniądze "młodzieży" inwestują agresywnie. Czas, żeby w końcu u nas też ktoś to zauważył. A może po prostu nasze kolejne rządy muszą komuś sprzedawać obligacje, więc jest im na rekę zmuszanie do ich kupowania OFE?

Przeczytaj także:
7 prostych kroków do finansowej niezależności
Ile pieniędzy potrzebujemy na emeryturę?
III filar - fakty i mity!
Ryzyko w finansach
Karty kredytowe - źródło naszych problemów?

czwartek, 24 września 2009

Efekt małych procentów


Czy zauważyliście, że bardzo często podchodzimy do wszelkiego rodzaju przecen lub upustów w taki sposób, że traktujemy je jako proporcję lub procent od podanej ceny, a nie zaoszczędzonej kwoty. Najlepiej zrozumieć to na przykładzie. Załóżmy, że chcemy kupić buty marki DC, w skate shopie koło nas, takie buty są za 200zł, ale ktoś powiedział nam, że w innym skateshopie (pół godziny na piechotę od naszego domu) dokładnie takie same buty można dostać za 100zł. Co robimy? Oczywiście wybieramy się na spacer. Oszczędzimy przecież 50%! Na pewno warto sie przejść. Co jednak, jeżeli zamierzamy kupić samochód za 100 tys złotych? Wyobraźmy sobie sytuację, że wchodzimy właśnie do dealera, kiedy dzwoni telefon od znajomego z informacją, że właśnie widział dokładnie taki sam samochód u innego dealera (pół godziny na piechotę) za 99900zł. Możemy się przejść i w kieszeni zostanie nam 100zł. Co robimy? Oczywiście nigdzie nie idziemy! Nie bedziemy latać po mieście z wywieszonym językiem z powodu ułamka procenta upustu. Dwa dni wcześniej dla 100zł opłacało się nam iść na drugi koniec miasta, dzisiaj 100zł nie jest tego warte. Dlaczego? Dzieje się właśnie tak z powodu naszej ludzkiej skłonności do oceny obniżek cen lub upustów przez pryzmat proporcji i procentów, a nie ich realnej kwoty. Obiżka na buty jest dla nas ekscytująca bo "zarobiliśmy" 50%, obniżka na samochód jest nie warta naszej uwagi bo "zarabiamy" tylko ułamek procenta. A przecież w obu przypadkach zostaje nam 100zł!Jaki morał z tego wynika dla naszych finansów domowych? Po piewrwsze, w przypadku duzych zakupów warto negocjować, negocjować i jeszcze raz negocjować. Każdy punkt procentowy przy zakupie domu, czy samochodu to tysiące złotych. Podobnie jest w przypadku produktów finansowych. Fundusz A bierze 3.5% rocznie za zarządzanie, a fundusz B bierze 4% rocznie. Zazwyczaj nawet się nad tym nie zastanawiamy. Mówimy, eee tam, ważne, żeby były dobre zwroty z inwestycji. Pół procenta to żaden pieniądz! Czyżby? A ile to jest pół procenta rocznie od 100tys? To 500zł! Pięć stów oddajemy ot tak sobie, ale jedziemy na promocję do sklepu bo bluzeczka z 69,99zł została przeceniona na 39.99zł. Fakt tutaj zyskujemy kilkadziesiąt procent, a tam tracimy tylko 0.5 %. Takie podejście nazywane jest efektem małych procentów! Jest to doskonały przykład na to, jak nasza ludzka psychika może wpływać na nasze portfele. Niby wiemy, niby do wszystkiego podchodzimy racjonalnie, a jednak często wpadamy w tego typu pułapki:). Zawsze powtarzam, że finanse osobiste to w 99% psychologia. Nie ma tu żadnej tajemnej wiedzy. Trzeba zarobić, wydać trochę mniej, a to co zostanie jakoś zainwestować. Proste jak budowa cepa, tylko czemu tylu ludzi ma z tym problemy?
Zapraszam do dyskusji!

Przeczytaj także:
7 prostych kroków do finansowej niezależności
Co wiedzą o nas markety spożywcze?
Ciekawostki finansowe cz.1
Etapy finansowe w naszym życiu
Jak mierzyć finansowy sukces?

środa, 23 września 2009

Jak korzystać z funduszu bezpieczeństwa?

Odpowiedniej wielkości fundusz bezpieczeństwa jest fundamentem zdrowych finansów domowych.
Uzbieranie wielokrotności naszych miesięcznych kosztów utrzymania jest nie lada wyzwaniem i wielu osobom może zająć bardzo długi czas. Moim zdaniem jednak bezpieczeństwo finansowe powinno być naszym najważniejszym celem finansowym! Uważam, że nie powinniśmy nawet zaczynać inwestować, nie mając odpowiedniej wielkości funduszu bezpieczeństwa. Załóżmy jednak, że już posiadamy odpowiedniej wielkości fundusz bezpieczeństwa, a nasze pieniądze pracują sobie spokojnie gdzieś na koncie oszczędnościowym, lub krótkoterminowej lokacie. Pracują i czekają, aż coś się nam przytrafi.
Tylko co jest sytuacją awaryjną na tyle, żeby można było usprawiedliwić skorzystanie z naszego funduszu?

Niektórzy twierdzą, że każdy niespodziewany wydatek, na który nie mamy przygotowanej gotówki powinien być pokrywany z naszego funduszu. Ja jednak mam pewne obawy związane z tak liberalnym podejściem. Nie każdy wydatek jest przecież sytuacją awaryjną. Niektóre wydatki, nawet jeżeli są konieczne to przecież mogą poczekać.
Jeżeli psuje nam się telewizor i musimy kupić nowy to definitywnie, nie powinniśmy wziąć na niego pieniędzy z funduszu bezpieczeństwa. Można żyć bez telewizora, więc nic nam się nie stanie jak nazbieramy na zakup nowego. Co innego w przypadku konieczności zakupu nowej lodówki, tutaj nie ma na co czekać i trzeba "pożyczyć" pieniądze z funduszu bezpieczeństwa. Bez lodówki, szczególnie latem ciężko byłoby dać sobie radę. Na pewno z funduszu bezpieczeństwa nie powinniśmy sfinansować zakupu nowej torebki, tylko dlatego, że zawsze o niej marzyliśmy, a właśnie została przeceniona o 50%. Zdecydowanie jednak powinniśmy kupić nowy garnitur jeżeli nazajutrz mamy ważną rozmowę kwalifikacyjną, a garnituru nie posiadamy. Wizyta u dentysty z bolącym zębem to jak najbardziej powód, żeby chwilowo uszczuplić nasz fundusz bezpieczeństwa, ale już wybielanie zębów kompletnie takim powodem nie jest.
Osobiście jestem zdecydowanie zwolennikiem konserwatywnego podejścia.
Tylko w jednym wypadku mam spore wątpliwości! Cały czas nie mogę pozbyć się natrętnych myśli:), o tym, że mój fundusz bezpieczeństwa mógłby także pełnić funkcję "funduszu okazyjnego". Co robić w przypadku, kiedy pojawi się jakaś świetna okazja inwestycyjna? Załóżmy Wig spadnie do bardzo niskich poziomów i będzie okazja, żeby tanio kupić akcję, albo kupić cokolwiek innego po okazyjnej cenie, pozwalającej na w miarę szybki i pewny zarobek. Co wtedy zrobić? Czy chciwość powinna wziąć górę nad lękiem o bezpieczeństwo? Poradźcie mi coś!

Przeczytaj także:
Wartość netto - prawdziwa miara bogactwa
Milionerzy z sąsiedztwa
Jak stać się bogatym - prosta recepta!
Koszt alternatywny i jego znaczenie w naszym życiu
Karty kredytowe - źródło naszych problemów?

wtorek, 22 września 2009

Zarabiam wystarczająco dużo, a Wy?

Jak już pisałem oboje z żoną nieźle zarabiamy. Zarabiamy dobrze ponad średnią krajową, a jednak często narzekamy, że na to, czy na tamto nas nie stać. Dzieje się tak, pomimo tego, że doskonale zdajemy sobie sprawę, że nie może nas być stać na wszystko. Nasze środki (jak prawie wszystkich) są ograniczone i jak większość ludzi, cały czas jesteśmy zmuszeni do dokonywania wyborów. Dlaczego w takim razie tak często jesteśmy niezadowoleni? Myślę, że głównym powodem są złudzenia, którym często lubimy ulegać. Po pierwsze zapominamy jakie są nasze długofalowe cele i w związku z tym nie pamiętamy, że ich osiągnięcie wymaga pewnych wyrzeczeń. Bardzo łatwo popada się w stan, w którym chce się mieć ciastko i zjeść ciastko. Niby o tym wiemy, ale bardzo często tego nie chcemy pamiętać.
Lubimy też bardzo pobieżnie oceniać sytuację finansową innych ludzi i się do nich porównywać. Pomimo tego, że doskonale wiemy, że sąsiad jest zadłużony po uszy, to i tak zazdrościmy mu nowego samochodu. Dopiero jak się dobrze i dogłębnie zastanowimy nad jego sytuacją finansową to stwierdzamy, że bardziej jednak odpowiada nam nasz własny styl życia, czyli na przykład gorszy samochód ale bez kredytu na 5 lat. Bezdzietna koleżanka z pracy uwielbia wydawać fortunę na nowe ciuchy, my wydajemy fortunę na wychowanie dzieci. Czy powinniśmy jej zazdrościć? Czy po prostu pogodzić się z tym, że nasza sytuacja życiowa jest inna. Zamiast nowych butów, czasami musimy zadowolić się uśmiechem syna. Jest to efekt decyzji życiowych, które kiedyś podjęliśmy i nie ma co teraz narzekać:)
Oprócz porównywania się do innych, bardzo często wpadamy w pułapkę postrzegania naszej sytuacji przez pryzmat tego czego nie mamy, zamiast tego co mamy. Nigdy nie będziemy mieli wszystkiego o czym marzymy. Za górą na którą właśnie się wspinamy jest kolejna jeszcze wyższa. Warto się z tym pogodzić!
Czy zamiast zdobywać coraz wyższe szczyty, nie byłoby warto przysiąść na jednym z nich na dłużej? Popatrzeć w dół i docenić jak wysoko już się wspięliśmy. To nic, że wielu jest już wyżej, nie musimy przecież ich gonić. Nie musimy też uciekać przed tymi, którzy są pod nami. Jeżeli jest nam dobrze tu i teraz, wbijmy w tym miejscu chorągiewkę. Zostańmy na dłużej.
Zdobywanie kolejnych szczytów, wyścigi z Kowalskimi, brak poczucia wewnętrznej satysfakcji to jedne z głównych powodów problemów finansowych. Choć zarabiamy coraz więcej, chcemy jeszcze. Chcemy mieć więcej bo jesteśmy pod stałą presją środowiska, telewizora, kolorowych magazynów. Chcemy mieć więcej by wydawać więcej, wydajemy więcej bo mamy więcej. Wydajemy bo mamy, ale nawet jak mamy to i tak się nie cieszymy, bo inni mają jeszcze więcej.
Pamiętam, jak kiedyś jechałem pięknym nowym samochodem pewnego człowieka, na moje pytanie, czy się cieszy z faktu posiadania takiego ekstra wozu, ów człowiek odpowiedział, że się cieszy. Powiedział coś jeszcze, a mianowicie, że największą radość w życiu sprawiło mu kiedyś pomalowanie framugi drzwi kuchennych na czerwono! Było to dawno temu, w czasach głębokiej komuny. Jakimś cudem zdobył puszkę czerwonej farby i pomalował sobie framugę. On ciągle po 25 latach pamięta tę radość. Niech się schowa samochód za 120 tys zł!

Przeczytaj także:
Sztuka wydawania
Etapy finansowe w naszym życiu
Nie zachowuj się jak struś!
Odróżnianie zachcianek od potrzeb
Finansowy przegląd okresowy

poniedziałek, 21 września 2009

7 prostych kroków do finansowej niezależności

Finansowa niezależność staje się coraz modniejszym tematem. Idea "wiecznych wakacji" na pewno jest dla wielu (wliczając w to moją skromną osobę:) ) bardzo kusząca. Jest wiele możliwych dróg, którymi można podążyć mając nadzieję na wygenerowanie wystarczającej wielkości dochodu pasywnego. Jak stali czytelnicy bloga zapewne zdążyli już zauważyć, sam koncentruję się raczej na powolnej akumulacji środków finansowych. Zdecydowanie uważam, że idea GET RICH SLOWLY, jest najlepsza dla przeciętnego człowieka. Jest też obarczona najmniejszym ryzykiem porażki!
Blog
Finanse Domowe koncentruje się na pomysłach jak regularnie osiągać nadwyżki finansowe. To jest, jak już wielokrotnie pisałem - klucz do sukcesu! Kilka razy zarzucono mi, że boję się ryzyka, zamiast szukać sposobów na szybkie bogactwo, piszę o promocjach w sklepach. To nie jest tak do końca, że unikam ryzyka. Większość mojego portfela to fundusze akcyjne, w przeszłości inwestowałem w nieruchomości, na dodatek robiąc to na kredyt. Miałem też dwa podejścia do działalności gospodarczej. Przez jakiś czas samodzielnie inwestowałem na GPW. Te wszystkie doświadczenia sprawiły, że moje podejście do inwestowania bardzo się zmieniło. Uspokoiłem się, przestałem nerwowo skakać od inwestycji do inwestycji. Zrozumiałem, że fundamentalna w finansach zależność pomiędzy zyskiem i ryzykiem, musi być brana serio. Na dłuższą metę rachunek prawdopodobieństwa nie jest sprzymierzeńcem osób "jadących po bandzie". Finanse Domowe są skierowane do przeciętnych ludzi, którzy są, lub mogliby być w stanie, generować regularne nadwyżki. Chciałbym pokazać, że przy odrobinie wysiłku, można pomału akumulować bogactwo. Finansowa niezależność jest pięknym celem, marzeniem, które jednak nigdy może się nie spełnić. Musimy być tego świadomi! Tylko czy tak naprawdę ten ostatni przystanek powinien być dla nas najważniejszy? Nie każdy sportowiec zostaje olimpijczykiem, tylko kilku zdobywa medale. Wszyscy jednak czerpią ze sportu korzyści.
Tak samo jest z finansami osobistymi. Jeżeli uda nam się uporządkować nasze do nich podejście, to być może efektem końcowym będzie finansowa niezależność. Na pewno jednak będziemy żyli bezpieczniej, nie będziemy o jedną wypłatę od plajty, bankructwa. Dla mnie, to właśnie, w tej całej podróży ku finansowej niezależności, liczy się najbardziej. Mając spore oszczędności, będące efektem odpowiedniego podejścia do finansów domowych, już w pewnym stopniu czuję się finansowo niezależny. Pracuję i jeszcze długo będę musiał, ale mam coraz więcej wewnętrznego spokoju, poczucia bezpieczeństwa. Stać mnie na wiele, mogę w każdej chwili pojechać na drogie wakacje, kupić dobry samochód. Nie muszę o nic prosić się banków, rodziny, czy znajomych.
To jest moja mała finansowa niezależność. Ten stan sprawia mi sporą satysfakcję. W tym względzie już osiągnąłem finansowy sukces! Nie wszyscy to zrozumieją, bo nie wszyscy tonęli w długach, nie każdy bał się o byt, nie mając na koncie 5zł. Ci którzy byli w przeszłości w finansowych tarapatach na pewno wiedzą o czym piszę:).
Wracając do tematu to moim zdaniem jeżeli marzysz o finansowej niezależności, albo chociaż chcesz wsiąść do pociągu z napisem FINANSOWA NIEZALEŻNOŚĆ to stosuj się do niżej podanych kroków:).

1. Przestań być finansowym analfabetą!
Nie da się wzbogacić licząc na "podpowiedzi" innych. Trzeba samemu postarać się o trochę wiedzy. Czytaj artykuły prasowe, blogi finansowe. Nie ignoruj szeroko pojętej ekonomii. Pamiętaj o zasadzie: Inwestuj tylko w to na czym się znasz!.
Subskrybuj Kanał RSS bloga FINANSE DOMOWE:)

2. Budżetuj!
Stwórz budżet, kontroluj wydatki. Bez tego ciężko będzie Ci połapać się w swojej prawdziwej sytuacji finansowej. Z czasem nauczysz się ile na co potrzebujesz, ile możesz
realnie zaoszczędzić. Wtedy przyjdzie czas na automatyzacje. Tyle procent wypłaty automatycznie tu, tyle tam:)

3. Pamiętaj o "drobnych" rzeczach!
Nawet najpotężniejsza budowla zbudowana jest z pojedynczych cegieł. Nigdy o tym nie zapominaj! Wojna o lepsze jutro toczy się codziennie, w sklepach, na stacji benzynowej, w księgarni, w restauracji. To w tych miejscach i wielu innych walczysz o to co jest najważniejsze, czyli nadwyżkę finansową na koniec miesiąca.

4. Trzymaj się z daleka od złego długu!
Zły Dług to Twój wróg. Większość ludzi nie ma szans na osiągnięcie bogactwa finansując konsumpcję długiem! Pamiętajmy o zasadzie, że jeżeli coś nie ma szans na wzrost wartości, a nie mamy na to gotówki to nas po prostu na to nie stać!

5. Posiadaj Fundusz Bezpieczeństwa!
Trudno myśleć długofalowo, gdy tu i teraz nasz byt jest zagrożony. Fundusz Bezpieczeństwa jest jednym z moich najważniejszych osiągnięć finansowych. Jak to w życiu bywa prędzej czy później, nadchodzą gorsze dni. Warto mieć gotówkę, żeby stawić im czoła. Być może dzięki temu, uda nam się uniknąć kredytów gotówkowych, czy konieczności spieniężenia długoterminowych inwestycji w złym momencie.

6. Oszczędzaj na emeryturę!
Nie ważne, czy wierzysz w nasze państwo, czy nie. Załóż sobie IKE i co miesiąc coś na nie przelewaj. Korzystaj z dobrodziejstw procentu składanego!

7. Inwestuj z długoterminowym horyzontem.
Nie ignoruj wyników badań naukowych. Krótkoterminowa spekulacja, timing rynku, opcje, kontrakty, forex to zajęcia dla nielicznej garstki profesjonalistów i spekulantów. Przeciętny człowiek a.k.a. Leszcz jest tam dawcą kapitału i niczym innym. Kupuj tanio i trzymaj aż będzie drogo! Ignoruj informacyjny szum, bądź cierpliwy. Nie zazdrość innym wysokich zwrotów z inwestycji. Ci którzy dzisiaj zarobili 50%, jutro według wszelkich statystyk to oddadzą. Pamiętaj, że najsłynniejszy inwestor świata Warren Buffet może pochwalić się "tylko" dwudziestokilku procentowym średniorocznym zyskiem.

Przeczytaj także:
Żyj z 4% swojego kapitału!
Bądź finansowym realistą!
Najtrudniej zarobić pierwszy milion!
Inflacja - czyli co pożera Twoje marzenia?
Jak inwestować? - Radzi John Templenton


środa, 16 września 2009

Jak poradzić sobie z niespodziewanymi pieniędzmi?

Czy zastanawialiście się kiedyś co byście zrobili gdyby bogaty wujek z Ameryki niespodziewanie obdarował was dużą kwotą pieniędzy. Załóżmy jutro dostajemy 1mln złotych. Kupa kasy, tylko co z nią zrobić? Na pewno najtrudniejsze byłoby pierwsze kilka tygodni. Człowiek łatwo może oszaleć. Pojawia się masa pytań. Czy rzucić pracę? Co kupić? Czy się przeprowadzić? Czy powiedzieć dzieciom? Żonie? Znajomym? Może jakaś podróż? Może biznes? Giełda? Forex?
Oto moje przemyślenia:)
Gdybym jutro wygrał 1 mln złotych na loterii to po pierwsze wpłaciłbym całość na trzy miesięczną lokatę. Wydaje mi się, że trzy miesiące to akurat odpowiedni czas, żeby pewne rzeczy na spokojnie poukładać sobie w głowie, ostudzić emocje i przyzwyczaić się do nowego bogactwa.
Po trzech miesiącach spłaciłbym wszystkie swoje długi (ok. 300 tys zł), 100 tys złotych przeznaczyłbym na przyjemności. Jakaś fajna podróż, zakupy, zabawę. Z tego na pewno kilka tysięcy przekazałbym na schronisko dla zwierząt. Pozostałą kwotę zainwestowałbym w dobrze zdywersyfikowany portfel. W obecnej sytuacji większość ulokowałbym w inwestycje powiązane z giełdą. Zastanowiłbym się nad jakąś dobrze położoną działką budowlaną. I to wszystko. Milion to stanowczo za mało, żeby pożegnać się z pracą.
Gdybym jutro wygrał 100 tys złotych to 20 tys złotych natychmiast przeznaczyłbym na konsumpcję, a 80 tys ulokowałbym w funduszach akcyjnych. Może jakąś małą kwotę powiedzmy 5-10 tys przeznaczyłbym na naukę spekulacji. Kilka tysięcy poszłoby na schronisko dla zwierząt.
Gdybym jutro wygrał 1000zł to zabrałbym żonę na zakupy, żeby nie narzekała, że ma skąpego męża:)

A wy jak wydalibyście wygrane 1mln, 100tys i 1000zł ?

Przeczytaj także:
Nie zachowuj się jak struś!
Płatki Śniegu - czyli jak pozbyć się długu małymi krokami
Jak mierzyć finansowy sukces?
Ubezpieczenie na życie - tylko na jaką kwotę?
Odróżnianie zachcianek od potrzeb

Finanse zamiast Religii!

Niedawno ukazał się raport Instytutu Kronenberga na temat finansowej wiedzy Polaków. Wyniki nie są zbyt pocieszające. 60% z nas nie potrafi dokonać prostych wyliczeń finansowych, takich jak chociażby wyliczenie rentowności lokaty bankowej. Tyle samo Polaków nie posiada żadnych oszczędności. 40% kobiet i 30% mężczyzn nie potrafi wytłumaczyć jak działa karta kredytowa! Dane przerażające! Od razu nasuwa się pytanie, co się dzieje? Dlaczego w dużym kraju europejskim jest, aż tak źle? Moim zdaniem pytania te powinny być zadane kolejnym ministrom edukacji. Dlaczego nasze dzieci muszą w szkole uczyć się tylu bezużytecznych przedmiotów. Na co przyszłemu prawnikowi wkuwać wzory chemiczne, a przyszłemu stolarzowi uczyć się fizyki. Szkoła powinna przede wszystkim przygotowywać nas do życia, nauczyć myśleć, szukać informacji, a nie zmuszać do przetwarzania masy mało przydatnych danych. Każde dziecko powinno uczyć się polskiego, matematyki, historii, podstaw informatyki. A dopiero w późniejszym czasie móc wybrać spośród wielu ścieżek. Niech przyszły lekarz uczy się chemii i biologii, ale po co mu gra na flecie? Czemu w szkole ma służyć przedmiot religii? Niech Ci, którzy tego pragną organizują się w przykościelnych szkółkach. Ich prawo! Pytam tylko, czy jako społeczeństwo, nie powinniśmy być zainteresowani uczeniem dzieci podstaw finansów i ekonomii.
Finanse Domowe jako przedmiot, byłyby strzałem w dziesiątke. Każdy uczeń średniej szkoły musiałby chociażby liznąć trochę wiedzy o podatkach, stopach procentowych, budżecie domowym, inflacji, walce z zadłużeniem, systemie emerytalnym. Tego właśnie w naszym kraju potrzebujemy! Przeciętny człowiek bardziej skorzysta z umiejętności szybkiego policzenia upustu, czy odsetek, niż znajomości prawa Pascala. Jak widać z powyższych badań mamy w Polsce kilka milionów finansowych analfabetów! Ludzi kompletnie nie rozumiejących jak działa nowoczesna gospodarka rynkowa, mechanizmy rynkowe. Ci ludzie padają łatwym łupem wszelkiej maści "doradców finansowych", nie potrafią samodzielnie ocenić jakiegokolwiek produktu finansowego. Są bezbronni, na zakupach, w banku, wszędzie. Na tej naiwności żerują wszelkie instytucje finansowe od Providenta po banki i cała masa innych cwaniaków. Państwo polskie powinno być zainteresowane, żeby coś z tym fantem zrobić, ale czy faktycznie politykom powinno zależeć, żeby wiedza ekonomiczna narodu rosła? W to wątpię, łatwiej się steruje tymi, którzy nie wiedzą co to jest karta kredytowa i jak działa bank centralny. Można im obiecywać gruszki na wierzbie, sto milionów dla każdego, drugą Japonię, czy Irlandię. O to chyba w tym wszystkim chodzi. Dać człowiekowi iluzję wykształcenia, zarzucić go masą zbędnych informacji, po to, żeby nie miał czasu samodzielnie pomyśleć. W końcu jak to mówią biedni mają biednieć, a bogaci się bogacić.

Przeczytaj także:
Trzeci filar - fakty i mity!
Karty Kredytowe - Źródło naszych problemów?
Kura znosząca złote jajka
Co wiedzą o nas markety spożywcze?
Jakie są Twoje finansowe cele?

wtorek, 15 września 2009

Podziękowania dla kolegów blogerów!

Dzisiejszy wpis będzie trochę inny. Chciałem go poświęcić na zaprezentowanie pięciu blogów, które w miesiącu sierpniu "odesłały" do mnie największą ilość czytelników. Robię to dopiero teraz, bo dopiero teraz wpadłem na pomysł, żeby co miesiąc w ten sposób wyróżniać blogi dzięki którym mój blog może zaistnieć w sieci:)

1. Rentier
Jeden z moich ulubionych blogów. Ten interesujący blog koncentruje się bardziej na budowaniu biznesu i motywacji, niż na finansach osobistych. Wiele bardzo ciekawych i dobrze napisanych wpisów. Często aktualizowany. Polecam!

2. APP Funds
Blog z zacięciem giełdowym, choć nie stroniący od tematyki z zakresu finansów osobistych. Aktualizowany niemal codziennie. Warto odwiedzać!

3. Milion z tysiąca
Blog opisujący drogę autora od małych (jeszcze!) do dużych pieniędzy. Polecam, bo można na nim znaleźć wiele przydatnych informacji.

4. Milion Alternatywnie
Kolejny blog, który czytam regularnie. Wiele ciekawych wpisów. Zachęcam do odwiedzin!

5. Pożyczki 2.0
Blog koncentrujący się na tzw. pożyczkach społecznościowych. Bardzo dobre kompendium wiedzy dla zainteresowanych tematem. Polecam!

Zachęcam wszystkich, którzy jeszcze jakimś cudem nie znają wyżej wymienionych blogów do ich jak najszybszego odwiedzenia:). A ze swojej strony bardzo kolegom blogerom dziękuję za zamieszczenie na swoich stronach linków do FINANSÓW DOMOWYCH.

Przeczytaj także:
Fundusz bezpieczeństwa
Klucz do bogactwa
Inflacja - czyli co pożera Twoje marzenia?
Finansowy przegląd okresowy
Milionerzy z sąsiedztwa

poniedziałek, 14 września 2009

Sztuka wydawania

Wiele osobom oszczędne podejście do życia kojarzy się z niewydawaniem pieniędzy, a człowiek oszczędny to taki, który po zapłaceniu za wszystkie potrzeby, resztę pieniędzy chowa do przysłowiowej skarpety. Czy jednak powinniśmy stawiać znak równości pomiędzy oszczędzaniem i niewydawaniem? Moim zdaniem, nie! Oczywiście oszczędnym można być w różnym stopniu. Są ludzie, którzy postawili sobie bardzo ambitne cele finansowe, które niejako "zmuszają" ich to podjęcia ekstremalnych zachowań. Pisze tutaj o dość znanym zjawisku jakim jest próba przejścia na emeryturę pomiędzy 30 i 40 rokiem życia. W internecie można znaleźć historie przeciętnych ludzi, najczęściej przedstawicieli klasy średniej, którzy idee ograniczania konsumpcji, jako ceny za maksymalnie szybkie osiągnięcie finansowej niezależności traktują bardzo serio. Pomimo dobrych, a często bardzo dobrych zarobków, rezygnują dosłownie z wszystkiego, po to, żeby w ciągu 10-15 lat pożegnać się z wyścigiem szczurów. Pomimo tego, że sam nie chciałbym, nie mógłbym tak żyć to jednak potrafię ich zrozumieć, powiem więcej podziwiam ich. Stawiają sobie ambitny cel i z żelazną konsekwencją do niego dążą. Nie wielu ludzi byłoby stać na coś takiego. Jednak nie oszukujmy się, w Polsce przy przeciętnych zarobkach ciężko osiągnąć wysokie stopy oszczędności. Koszty stałe naszego życia relatywnie do zarobków są wciąż bardzo wysokie, dlatego większości na wcześniejszą emeryturę po prostu nie będzie stać. Jeżeli nie wcześniejszą to jednak możemy powalczyć o wyższą! Paradoksem jest to, że jeżeli zapyta się przeciętnego Polaka co sądzi o przyszłości naszego systemu emerytalnego, to najczęściej odpowie, że już niedługo się zawali. Ten sam statystyczny Polak nie oszczędza jednak dodatkowo w III filarze, bo myśli, że jakoś to będzie. No cóż, można i tak.
Wracając jednak do naszego tematu, można chyba śmiało powiedzieć,
że oszczędzanie nie jest tylko powstrzymywaniem się od wydawania ale często też, a może nawet przede wszystkim, mądrym wydawaniem. Oczywiści złotówka nie wydana jest złotówką zaoszczędzoną, ale bardzo często możemy ją po prostu mądrzej wydać, żeby zaoszczędzić. Tutaj trzeba jednak uważać, żeby nie wpaść w typową pułapkę zastawianą przez marketingowców wszelkiej maści, którzy próbują nam wmawiać, że kupując oszczędzamy. Jeżeli wybraliśmy się do sklepu po masło konkretnej marki, ale kupiliśmy inne o 50gr tańsze to faktycznie zaoszczędziliśmy. Ale jeżeli przy okazji kupiliśmy piłkę, która akurat była przeceniona z 50zł na 20zł, to nie oszczędziliśmy 30zł tylko wydaliśmy 20zł. Piłka nie była w naszych planach, nie potrzebowaliśmy jej. Kupiliśmy ją na podstawie impulsu! Punkt dla marketingowców!
Śmiem twierdzić, że dla większości ludzi nauczenie się mądrego wydawania pieniędzy, będzie miało większy wpływ na stopę oszczędności, niż powstrzymywanie się od wydawania na siłę.
To tak naprawdę prosta psychologia, ciężko na dłuższą metę wytrzymać odmawiając sobie wszystkiego (jak się oczywiście nie musi), prędzej czy później wypalimy się i powrócimy do "finansowej nieodpowiedzialności ". Znacznie lepiej zaakceptować fakt, że wydawać będziemy i cały wysiłek ukierunkować w stronę mądrzejszego wydawania. Wydawać mądrzej to znaczy
ograniczać wydatki na zachcianki (ograniczać, a nie z nich całkowicie rezygnować), ograniczać koszty, które da się bez bólu ograniczyć, kupować taniej i w bardziej przemyślany sposób. Oto niektóre przykłady z mojego życia:
  1. Zamieniłem wodę źródlaną Żywiec Zdrój na tańszą mineralną Cisowiankę. Na wyprzedaży w REAL-u kupiłem w czerwcu 30 zgrzewek.
  2. Chemię domową staram się kupować na wyprzedażach, jeżeli cena jest naprawdę dobra to także w większych ilościach.
  3. Ograniczyłem do absolutnego minimum zakupy w małych sklepach i na stacjach benzynowych. Szczególnie na stacjach benzynowych w przeszłości wydawałem bardzo duże pieniądze. Teraz jeżeli planuję wyjazd za miasto, to uwzględniam ten fakt na mojej liście zakupów i wszystkie rzeczy typu, picie, paluszki, batoniki, kupuje wcześniej w supermarkecie i pakuję do plecaka.
  4. Dwa tygodnie temu kupiłem sobie na posezonowej wyprzedaży markowe sandały. Oszczędność co najmniej 100zł w stosunku do cen, po których kiedyś bym je kupił, czyli na 5 minut przed urlopem w szczycie sezonu. W ten sam sposób zamierzam podejść do wszelkich innych zakupów odzieżowo-obuwniczych.
  5. Za punkt honoru stawiam sobie niepłacenie prowizji bankowych i stałe wyszukiwanie lepszych i tańszych produktów finansowych. Korzystam z darmowych przelewów internetowych, bez prowizji kupuje j.u. funduszy inwestycyjnych, nie płacę za kartę kredytową. Wszystkie rachunki i zobowiązania płacę w terminie, dzięki czemu unikam kar i odsetek karnych.
  6. Korzystamy z najtańszego pakietu Polsatu.
  7. Internet opłacam raz do roku, dzięki czemu dostaję 10% zniżki.
  8. Staramy się korzystać z Biblioteki Publicznej.
  9. Prasę codzienną czytam w internecie. Kupuje tylko "Politykę" (od 1990 roku:))
  10. Do pracy pakuję kanapki.
  11. Itd., itd., itd.,
Jak widać oszczędność w moim przypadku jest bardziej rozsądnym kupowaniem, niż odmawianiem sobie wszystkiego. Dzięki planowaniu, częściowemu ograniczaniu i rezygnacji z mniej istotnych rzeczy udało mi się osiągnąć relatywnie wysoką stopę oszczędności, co wciąż pozwala mi mieć nadzieję, że pewnego dnia będę mógł zamieszkać w moich wymarzonych górach:)

Przeczytaj także:
Żyj z 4% swojego kapitału!
Najtrudniej zarobić pierwszy milion!
Jak stać się bogatym - prosta recepta!
Inflacja - czyli co pożera Twoje marzenia?
Dobry dług, zły dług
Bądź finansowym realistą!

piątek, 11 września 2009

Koszt Alternatywny i jego znaczenia w naszym życiu codziennym.


Ekonomia jako nauka zajmuje się badaniem decyzji ludzkich o wykorzystaniu dostępnych zasobów, które z definicji są w niedoborze. Ekonomiści dawno zauważyli, że nasze zasoby są nie tylko ograniczone, ale też mają alternatywne zastosowanie. Weźmy prosty przykład. Załóżmy, że do wyboru mamy tylko chleb i mięso, jedno i drugie jest w tej samej cenie. Mamy tylko tyle pieniędzy, żeby kupić pięć bochenków chleba lub pięć kilo mięsa, lub dowolną kombinację chleba i mięsa pod warunkiem, że suma nie przekroczy 5 sztuk. Kupując tylko chleb, musimy zrezygnować z mięsa. W tym przypadku kosztem alternatywnym zakupu 1 bochenka chleba jest 1 kg mięsa. Chcąc wejść w posiadanie chleba musieliśmy podjąć decyzje o rezygnacji z mięsa. Wynika to z faktu, że nasze zasoby, w tym wypadku pieniądze na zakupy są ograniczone. Mamy tyle ile mamy i musimy cały czas uprawiać żonglerkę starając się osiągnąć optymalną dla nas kombinację. Koszt alternatywny inaczej zwany kosztem utraconych korzyści musi być brany pod uwagę przy wszelkich decyzjach życiowych. Niestety nasze zasoby są i zawsze będą ograniczone. Nie chodzi tutaj tylko o pieniądze, ale także o czas. Kosztem alternatywnym pracy jest poświęcony na nią czas. Czym więcej pracujemy, tym więcej zarabiamy (wiem, że jest to drobne uproszczenie), tym mniej mamy wolnego czasu. Mamy pieniądze, ale nie mamy czasu na ich wydawanie. Dla pracoholika taka kombinacja jest do zaakceptowania, dla mnie czy dla Ciebie nie koniecznie. Osobiście wolę zarobić mniej i w zamian cieszyć się większą ilością wolnego czasu. Zdaję jednak sobie sprawę, że kosztem utraconych korzyści czasu spędzonego na boisku z synem są niezarobione w tym czasie pieniądze.
Tak samo jest z konsumpcją czy jej odłożeniem w czasie, czyli oszczędzaniem. Kosztem alternatywnym odkładania na fundusz bezpieczeństwa jest ograniczenie konsumpcji dzisiaj. Musimy zrezygnować z kolacji we dwoje w luksusowej restauracji, ale w zamian rośnie stan naszego konta. Rezygnujemy z życia "tu i teraz", ale w zamian zyskujemy komfort psychiczny i większe bezpieczeństwo finansowe w przyszłości. Oczywiście tak jak ze wszystkim szukamy odpowiedniej dla nas kombinacji. Jeżeli nasze wolne środki to powiedzmy 500zł miesięcznie, to wcale przecież nie oznacza, że całość musimy zaoszczędzić. Może optymalną dla nas kombinacją będzie 50-50 (konsumpcja-oszczędzanie), a może 25-75, albo 80-20. Sprawa indywidualnych priorytetów w życiu. Musimy mieć świadomość, że złotówka wydana dzisiaj ma koszt alternatywny w postaci braku tej złotówki + zwrot z inwestycji w przyszłości. Z drugiej strony większe możliwości w przyszłości wiążą się z koniecznością ograniczeń dzisiaj. Drastycznym przypadkiem jest kupowanie na kredyt. W tym wypadku w zamian za otrzymanie czegoś tu i teraz, godzimy się na zapłacenie za to wyższej ceny w przyszłości. Nasz koszt alternatywny rośnie znacząco. Żeby kupić telewizor za 5000zł dzisiaj godzimy się na mniejszą konsumpcję o 5ooo + odsetki w przyszłości. Koszt alternatywny odgrywa także ważną rolę w naszych decyzjach inwestycyjnych. Angażując się w ryzykowne inwestycje ponosimy ryzyko straty. Czyli kosztem alternatywnym wyższej spodziewanej stopy zwrotu jest wyższe ryzyko. I odwrotnie, rezygnując z ryzyka (np. wybierając bezpieczne lokaty bankowe), godzimy się na niskie stopy zwrotu. Kosztem alternatywnym nie podejmowania ryzyka jest więc niski zysk!
Jak widać świadomość istnienia ograniczeń w naszych zasobach, oraz kosztu decyzji jakie podejmujemy alokując nasze ograniczone zasoby, jest dla nas bardzo ważne. Tak niestety jest zbudowany świat, że nie można mieć ciastka i zjeść ciastka.

Przeczytaj także:
Milionerzy z sąsiedztwa
Inflacja - czyli co pożera Twoje marzenia?
Żyj z 4% swojego kapitału!
Nie zachowuj się jak struś!
Gwiazdy, którym zabrakło na życie!
Najtrudniej zarobić pierwszy milion!
Zasada 72

środa, 9 września 2009

Etapy finansowe w naszym życiu

W 1985 roku laureatem Nagrody Nobla z Ekonomii został profesor słynnego MIT Franco Modigliani. Stworzył on model opisujący w jaki sposób ludzie na przestrzeni swojego życia zarządzają swoimi finansami. Modiglianiego interesowało jaki wpływ na nasze finanse ma aktualny etap życia w jakim się akurat znajdujemy. Czy zawsze jesteśmy w stanie generować nadwyżki?
Po latach badań, profesor Modigliani stwierdził, że biorąc pod uwagę stan naszych finansów osobistych, życie przeciętnego człowieka można podzielić na cztery etapy:
  1. Życie bez dzieci - nadwyżki finansowe
  2. Wychowanie dzieci - deficyt finansowy
  3. Okres po wychowaniu dzieci -nadwyżki finansowe
  4. Emerytura - małe nadwyżki finansowe
Sprawa jest jasna, kiedy nie mamy jeszcze rodziny jest nam najłatwiej wygenerować nadwyżki. Często zarabiamy już całkiem nieźle, przy czym nasze koszty życia mogą być relatywnie niskie.
Wraz z pojawieniem się w naszym życiu dzieci, wszystko się zmienia. W tym oczywiście nasze koszty utrzymania. Wychowanie i edukacja dzieci to bardzo kosztowna sprawa. Wyżywienie, zajęcia dodatkowe, większe potrzeby lokalowe, wakacje, edukacja, to wszystko sprawia, że przeciętnemu człowiekowi bardzo trudno w tym okresie cokolwiek odłożyć. Finansowa ulga przychodzi w momencie kiedy nasze pociechy się usamodzielniają. Na ten okres najczęściej też przypada szczyt naszej kariery. Mamy ponad 40 lat, zarabiamy relatywnie dużo. Jesteśmy w stanie dużo zaoszczędzić. Kolejny okres to emerytura, tutaj najczęściej nasze zarobki są równe naszym wydatkom.
Co z tego wynika? Dlaczego za tak oczywiste niby sprawy ktoś dostaje Nagrodę Nobla?
Wbrew pozorom model Modiglianiego jest bardzo ważny! Modigliani pokazał nam jak wygląda nasze finansowe życie. Jest to niezwykle ważne w planowaniu finansowym. W swoim życiu przeciętny człowiek ma dwa okresy kiedy może cieszyć się nadwyżką finansową. Jeżeli ich nie wykorzysta to czekają go większe lub mniejsze problemy finansowe. Niestety odeszliśmy bardzo daleko od natury, co wiąże się z utratą pewnych instynktów. Jednym z tych instynktów (bardzo powszechnym w przyrodzie) jest wykorzystywanie okresów "tłustych", żeby przygotować się na okresy "chude".
Chomikowi, czy wiewiórce instynkt podpowiada, że latem trzeba nazbierać zapasy żywności na zimę. Inaczej tej zimy się nie przeżyją! My ludzie, istoty inteligentne, dawno zatraciliśmy ten instynkt. Stało się tak, bo żyjemy w świecie sztucznym, który daje nam złudne poczucie bezpieczeństwa. Gdzieś dawno zamazała się relacja pomiędzy czynami lub ich brakiem, a ponoszonymi konsekwencjami. Popatrzcie jakie to śmieszne, mały gryzoń planuje na czarną godzinę, a człowiek macha ręką i mówi, że jakoś to będzie!
Model Modiglianiego wskazuje nam kiedy w naszym życiu są wiosna i lato, dzięki temu możemy przygotować się na zimę. Morał jest jasny, musimy wykorzystać lata, w których jesteśmy w stanie oszczędzać. Jeżeli mając dwadzieścia lat będziemy tylko konsumować to kiedyś za to zapłacimy! Czy nam się to podoba, czy nie. Zaczynając wcześnie mamy potężnego sprzymierzeńca w postaci procentu składanego. Nie warto tej możliwości tracić. Potem się bardzo żałuje! Czym szybciej zaczniemy oszczędzać tym więcej w przyszłości będziemy w stanie konsumować. Tym bezpieczniejsze będzie nasze życie! I obserwujmy naszych mniejszych braci, tyle od nich można się nauczyć:)

Przeczytaj także:
Kura znosząca złote jajka
Finansowa niezależność - Moje spojrzenie
Jak mierzyć finansowy sukces?
Najtrudniej zarobić pierwszy milion!
Jak stać sie bogatym - prosta recepta!
Finansowy przegląd okresowy

wtorek, 8 września 2009

III filar - fakty i mity!

Bardzo często spotykam się z tak dziwnymi rzeczami jakie o oszczędzaniu w III filarze opowiadają ludzie, że zastanawiam się co dzieje się z polityką informacyjną naszego państwa. Kilka lat po wprowadzeniu reformy emerytalnej większość ludzi nie ma o niej pojęcia! Czyżby kolejne rządy nie potrafiły znaleźć efektywnego sposobu na przekazanie społeczeństwu kilku prostych informacji? Może trzeba było po prostu dogadać się z producentami M jak Miłość i sprytnie wpleść informacje o III filarze do jednego z odcinków. Sukces byłby gwarantowany. Niestety nasi urzędnicy jak to często bywa fantazją nie grzeszą. Zamiast rozsądnej polityki informacyjnej zafundowano nam skuteczną dezinformację przeprowadzoną przez różne grupy interesu. Polacy o III filarze dowiadywali się z reklam telewizyjnych i przede wszystkim od agentów ubezpieczeniowych. Trudno się teraz dziwić, że dla przeciętnego człowieka III filar = bezterminowa polisa na życie. Jest to jeden z najmocniej zakorzenionych w naszym społeczeństwie mitów! Człowiek nie może się odezwać słowem na temat oszczędzania na emeryturę, żeby zaraz się nie odezwał ktoś w stylu: "odradzam III filar. Sam mam polisę od x lat, a na niej o połowę mniej pieniędzy niż wpłaciłem". Szczerze przyznam, że doprowadza mnie to do szału:). W tym jednym zdaniu zawarta jest prawda, nieprawda, półprawda i totalny mit. Po pierwsze mitem jest, że III filar jest tożsamy z wykupieniem polisy na życie. Po drugie bezterminowa polisa na życie nie jest produktem czysto inwestycyjnym, tylko hybrydą ubezpieczenia na życie z jakąś formą oszczędzania. Wykupując taką polisę, najpierw, najczęściej przez dwa lata, płacimy prowizję agenta ubezpieczeniowego i koszty ubezpieczenia. To pożera 80-90% naszej składki. Dopiero potem, część naszej składki jest inwestowana. Jeżeli nasza comiesięczna składka to np. 200zł to wcale nie oznacza, że te 200zł ktoś w naszym imieniu inwestuje na naszą emeryturę. Nasze 200zł jest dzielone pomiędzy składkę ubezpieczeniową, prowizje agenta, koszty zarządzania i inwestycje. Nie ma co się dziwić, że po 8 latach, ktoś ma mniej niż wpłacił. To normalne! Tego typu polisy zysk zaczynają przynosić po około 20 latach. Przez pierwsze lata ponosimy koszty! Pamiętajmy o zasadzie, żeby nie pakować pieniędzy w coś o czym nie mamy pojęcia! W tym przypadku prawdą jest tylko, że na polisie jest o połowę mniej pieniędzy. Jest, bo polisa to polisa. Z definicji suma wpłat nie może równać się sumie zaoszczędzonej. Półprawdą jest to, że polisa jest III filarem. Jest tylko jednym z możliwych form oszczędzania w III filarze. Moim zdaniem ustawodawcy popełnili duży błąd uginając się przed lobby ubezpieczeniowym i dopuszczając tego rodzaju hybrydy do III filaru. Ludzie nie rozumieją, co kupują i potem są rozczarowani. Efektem jest pożałowania godna popularność dodatkowego oszczędzania na emeryturę w naszym kraju. Ludzie są zniechecani przez tych, którzy sami zniechęcili się, kupując coś co nie jest tym czym miało być. Zamiast wehikułu inwestycyjnego dostali drogą hybrydę. Tym sposobem dorobiliśmy się groteskowej sytuacji, w której w III filarze, ludzie zamiast oszczedzać na emeryturę, wydają pieniadze na polisy ubezpieczeniowe.

No, ale wystarczy tego narzekania:). Zastanówmy się teraz jakie są fakty:

1. Żeby oszczedzać w III filarze musisz otworzyć sobie IKE, czyli Indywidualne Konto Emerytalne. Ike możesz otworzyć w banku, biurze maklerskim, towarzystwie funduszy inwestycyjnych lub w towarzystwie ubezpieczeniowym. To oznacza, że do wyboru masz wiele różnych form oszczedzania i inwestowania. Od lokat bankowych, obligacji, poprzez jednostki uczestnictwa w funduszach inwestycyjnych, aż do instrumentów finansowych dostępnych poprzez biuro maklerskie. Plusem IKE jest mozliwość unikniecia 19% podatku od zysków kapitałowych, tzw. podatku Belki.

2. Masz prawo przenosić swoje IKE do innej instytucji. Na przykład jeżeli do tej pory oszczedzałeś na lokatach, to bez żadnych kosztów, z zachowaniem pewnych procedur, możesz przejść do biura maklerskiego i w ramach IKE rozpocząć samodzielne inwestowanie np. w akcje. Pamiętaj tylko o tym, że w danym momencie możesz mieć tylko jedno IKE.

3. Otwierając IKE nie jesteś zobowiązany do regularnych wpłat! (Chyba, że dałeś sie zbajerować agentowi ubezpieczeniowemu:)) Wpłacasz ile chcesz i tak często jak Ci pasuje. Jedynym ograniczeniem jest corocznie ustalany limit, którego nie możesz przekroczyć. W tym roku to 9759zł. Więc maksymalnie tylko tyle możesz wpłacić. Moze być mniej! Mozesz wpłacić tylko 50zł!

4. Na IKE nie blokujesz swoich środków. Masz do nich stały dostęp! Jedyne ograniczeniem w razie wypłaty środków z IKE przed ukończeniem 60 roku życia jest konieczność zapłacenia podatku Belki od ewentualnych zysków kapitałowych.

5. Twoje pieniądze są gwarantowane przez BFG lub UFG (w zależności gdzie oszczędzasz). Nikt nie może ich zawłaszczyć, ani bank, ani politycy. Nie mogą być przeznaczone na łatanie dziury podatkowej, ani na sfinansowanie podwyżek pielęgniarek.


Jak więc widać, nie taki III filar straszny. Ma swoje wady, tak jak chociażby brak dodatkowych zachęt podatkowych (jedyną jest unikniecie 19% podatku Belki). Jak stali czytelnicy bloga wiedzą sam regularnie oszczędzam na IKE . Was też zachęcam:)


Przeczytaj także:

Inwestuj tylko w to na czym się znasz!

poniedziałek, 7 września 2009

Karty Kredytowe - Żródło naszych problemów?


Karty kredytowe to kontrowersyjny temat w finansach osobistych. Z jednej strony, jeżeli potrafimy z nich korzystać odpowiedzialnie, mogą przynieść nam sporo korzyści. Z drugiej jednak , dla wielu osób są głównym powodem poważnych tarapatów finansowych.
Nie jest tajemnicą, że plastikowy pieniądz wydaje się łatwiej.
Dostępne są badania, które wskazują na to, że płacąc kartą, przeciętnie wydajemy 12-18% więcej, niż w przypadku gdybyśmy płacili gotówką. Płacąc kartą nie tylko wydamy więcej, ale jest też bardziej prawdopodobne, że kupimy w ogóle. Wirtualne dwadzieścia złotych to zawsze jakoś trochę mniej od dwudziestu złotych, które wyciągamy z kieszeni. Wiedzą o tym doskonale handlowcy, którzy godzą się dzielić swoim zyskiem ze sprzedaży z firmami zajmującymi się obsługą płatności elektronicznych. Oddając kilka procent ze swojej marży, jednocześnie zwiększają sprzedaż. Inna sprawa, że ten koszt jest potem przerzucany na płacących gotówką, bo koszty obsługi płatności kartami są wliczane w ogólny koszt działania sklepu. Efekt, końcowy jest taki, że wszyscy płacimy drożej. Płacący kartami mają z tego tytułu jakieś korzyści, płacący gotówką tylko koszty.

Karty kredytowe dają nam wiele korzyści. Odroczony termin płatności, czyli inaczej mówiąc nieoprocentowany i na dodatek łatwo dostępny kredyt (w postaci okresu bez odsetkowego), niekiedy rabaty pod różnymi postaciami, od tańszych zakupów, przez punkty, po zwrot określonego procentu gotówki. Ułatwienia w zakupach przez internet, przy rezerwacjach hoteli, wypożyczaniu samochodów itd. W razie krótkoterminowych problemów gotówkowych mamy też szybki, aczkolwiek drogi dostęp do gotówki. Niewątpliwa zaleta. Zaletą jest też, że nie musimy nosić przy sobie większej gotówki, która w tym czasie może dla nas pracować na lokacie lub koncie oszczędnościowym. Niekiedy możemy też skorzystać z dodatkowego pakietu ubezpieczeniowego i różnych innych dodatkowych korzyści oferowanych przez nasz bank. W przypadku niektórych kart zyskujemy także prestiż! Dla niektórych to bardzo ważne.

Jak to zwykle w życiu bywa, nie wszystko złoto co się świeci i tak też niestety jest z kartami kredytowymi, które przy wszystkich swoich zaletach mają też sporo wad.
Co najciekawsze ich zalety, w dużym stopniu są ich wadami! Okres bez odsetkowy do świetna rzecz, dopóki spłacamy nasze zobowiązania w 100% każdego miesiąca. Jeżeli tego nie robimy (a nie robimy bardzo często), to nasza karta kredytowa, bardzo szybko przemienia się z najtańszego w w jedno z najdroższych źródeł kredytu dostępnych na rynku. Łatwy, szybki i przyjemny dostęp do gotówki to niewątpliwa korzyść, ale czasami może też być źródłem naszych problemów finansowych. Szybko wydać na zakupy kilka tysięcy złotych potrafi każdy. Spłaca się bardzo ciężko! Noszenie w portfelu kilku, kilkunastu tysięcy "plastikowych złotych" zdecydowanie obniża naszą samokontrolę na zakupach. Na to liczą tak ochoczo dzielący się swoją marżą handlowcy, wraz z tak chętnie dającymi nam karty bankierami. Ci pierwsi liczą, że będziemy kupować więcej, częściej i mniej się nad sensem zakupów zastanawiać. Ci drudzy mają nadzieję, że będziemy spłacać tylko minimalne wymagane kwoty, że czasami o kilka dni "zaśpimy" ze spłatą i będzie nam można wysłać ponaglenie za 30zł i dowalić odsetki karne. Jedni i drudzy są zadowoleni, bo większość z nas korzysta z kart kredytowych w sposób pozwalający im na dodatkowe zarobki. Statystyki nie kłamią!

Kartę kredytową porównałbym do niebezpiecznego narzędzia. Jeżeli potrafimy ją używać będzie dla nas bardzo użyteczna. Jeżeli nie potrafimy, to możemy sobie zrobić krzywdę!
Niestety, przy wszystkich swoich zaletach, karty kredytowe są produktem dobrym tylko dla osób finansowo zdyscyplinowanych! Większość powinna się od nich trzymać z daleka.

Przeczytaj także:
Dobry dług, zły dług
Dave Ramsey i jego "Kula Śniegowa"
Płatki Śniegu - czyli jak pozbyć się długu małymi krokami!
Na jaką kwotę możemy się zadłużyć?
Co wiedzą o nas markety spożywcze?
Nie możesz mieć wszystkiego naraz!

czwartek, 3 września 2009

Inwestuj tylko w to na czym się znasz!


Przeglądając wpisy na różnych forach internetowych, nie można oprzeć się wrażeniu, że według tam piszących, winnymi naszych narodowych porażek inwestycyjnych są:

a) Tusk i PO
b) Zarządzający funduszami
c) Złodziejskie banki
d) manipulujące nami media
e) cwani spekulanci

Potrafię zrozumieć rozgoryczenie osób, które straciły dorobek życia kupując jednostki TFI w szczycie hossy. Nie rozumiem tylko przesłanek dla których osoby te kupowały za dorobek życia coś, o czym nie miały zielonego pojęcia! Każdy kto ma chociażby podstawową wiedzę na temat działania rynków finansowych wie, że kupowanie w sytuacji kiedy rynki są już ewidentnie przegrzane (indeksy biją rekordowe poziomy, giełda i zarabianie na niej staje się ulubionym tematem popularnych mediów, wszędzie reklamy zachwalające historyczne wyniki funduszy) jest delikatnie rzecz ujmując mało rozsądne. Na giełdzie obowiązuje zasada większego głupca. Ci, którzy kupili taniej starają się odsprzedać drożej. Trzeba tylko znaleźć na to chętnych. Kiedy indeksy giełdowe biją rekordy, na giełdzie właśnie pojawiają się nasi przysłowiowi głupcy zwabieni reklamą i perspektywą łatwego zarobku. To im odsprzedaje się akcje na których już samemu zarobiło się krocie. Oczywiści głupcy szukają jeszcze głupszych od siebie itd.. W końcu jednak ktoś zostaje z akcjami, których nikt już od niego nie chce odkupić. Zaczyna się zjazd w dół. Na forach internetowych wtedy pełno jest wołania o pomoc. Indeksy zjeżdżają dalej, a nerwowi "inwestorzy" zaczynają sprzedawać ze stratą (realizować stratę), kupującymi są Ci, którzy jeszcze rok temu sprzedawali. Cykl ten powtarza się co kilka lat.
Tylko czyją winą jest to, że decydujemy się na inwestowanie, kompletnie nie rozumiejąc mechanizmów rynku ,na którym chcemy się dorobić? Czego tak naprawdę oczekujemy? Czy spodziewamy się, że inwestowanie w fundusze, złoto, nieruchomości, znaczki, czy w cokolwiek innego, nie wymaga wiedzy i umiejętności? Do cieknącego kranu wzywamy hydraulika, ale dorobek życia inwestujemy na podstawie jednego artykułu na którymś z portali internetowych, czy też sugestii Pani z okienka bankowego.
Na kupno lodówki poświęcamy więcej czasu niż na przemyślenie naszych decyzji finansowych.
Pamiętajmy na wszystkim można zarobić i stracić! Nasze wyniki inwestycyjne są wypadkową wiedzy, doświadczenia, zarządzania ryzykiem i szczęścia. Na szczęście nie ma co jednak liczyć, jeżeli nie poprzemy go odpowiednio skalkulowaną strategią. Jeżeli znamy się na nieruchomościach to w nie inwestujmy, trzymajmy się jednak z dala od giełdy jeżeli nie mamy o niej pojęcia. To, że słyszeliśmy, że znajomy znajomego zarobił krocie inwestując w złoto, wcale nie oznacza, że powinniśmy szybko zlikwidować lokaty i za wszystko kupić sztabki złota.
Takie podejście to prosta recepta na pozbycie się oszczędności.
W takim razie co robić?
Proponuję trzymać się prostej zasady:
Inwestowanie w cokolwiek należy rozpocząć od zdobywania wiedzy na temat swojej przyszłej inwestycji!
I nie mam tu na myśli zadania na forum pytania typu: "co myślicie o inwestycji w xxx?".
Zacznijmy od określenia naszych celów i horyzontu inwestycyjnego. Określmy swoją tolerancję na ryzyko i czy dana inwestycja się w nie wpisuje. Przeanalizujmy rynek na którym chcemy zainwestować. Jeżeli interesuje nas zakup funduszu akcyjnego to popatrzmy na długoterminowy wykres WIGu, zobaczmy w jakim momencie znajduje się szeroki rynek. Czy jest w bessie czy może akurat w pobliżu rekordowych wartości. Jeżeli od dłuższego czasu rośnie to bądźmy ostrożni, bo nic nie rośnie wiecznie.
Świetne wyniki z niedalekiej przeszłości raczej powinny nas zniechęcać niż zachęcać do danej inwestycji. Koniunktura na żadnym rynku nie trwa wiecznie, po hossie, zawsze pojawia się bessa! Jeżeli coś właśnie wzrosło o 90% to dalszy wzrost jest coraz mniej prawdopodobny. Pamietajmy, ze ktoś już te 90% zarobił i prawdopodobnie rozgląda się za głupcem, który to od niego odkupi. Oczywiście nie ma tutaj żadnych reguł, historia zna masę przykładów spektakularnych zysków, ale też spektakularnych bankructw!
Warto zawsze pamiętać zdanie wypowiedziane przez Warrena Buffeta :
" Bądź chciwy kiedy inni się boją (bessa) i bój się kiedy inni są chciwi (hossa)". Dla mnie w tym zdaniu zawarta jest cała prawda o inwestowaniu.
Inwestowanie nie jest proste, ale też wcale nie jest przesadnie skomplikowane. W zasadzie musimy tylko unikać sytuacji kiedy to my zostajemy największym głupcem. Dlatego trochę wiedzy nam nie zaszkodzi, bo mając ją przynajmniej zrozumiemy, że to to nie Tusk jest winien, że ponieśliśmy stratę na ostatniej inwestycji.

Przeczytaj także:
Jak inwestować? - Radzi John Templeton
Klucz do bogactwa
Kura znosząca złote jajka
Jak mierzyć finansowy sukces?
Ignoruj informacyjny hałas!

Treści zawarte w blogu są tylko i wyłącznie wyrazem osobistych poglądów autora i nie stanowią "rekomendacji" w rozumieniu przepisów Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 r. w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, lub ich emitentów (Dz. U. z 2005 r. Nr 206, poz. 1715).

środa, 2 września 2009

Potop - czyli dalszy ciąg walki z zadłużeniem


Dzisiejszą notkę poświęcę kolejnej po Kuli Śniegowej Ramseya i Płatkom Śniegu metodzie na spłatę zadłużenia. Metodą tą jest Potop (z ang. Debt Deluge). Jest ona wynikiem próby odnalezienia złotego środka pomiędzy psychologicznymi zaletami "Kuli Śniegowej" i podejściem stricte matematycznym.

Na początek, kilka słów o matematycznym podejściu do spłaty długu. W metodzie tej ignorujemy całkowicie psychologiczne aspekty. Nasz dług eliminujemy od najwyżej do najniżej oprocentowanego. Jest to oczywiście najbardziej logiczne podejście. I trudno odmówić jego zwolennikom racji. Jednak jak to w życiu bywa, tam gdzie do czynienia mamy z zachowaniem ludzkim, nie możemy brać pod uwagę tylko suchych liczb. Spójrzmy na naszą ulubioną tabelkę:)



Ramsey mówi spłacaj lodówkę, dzięki temu szybko pozbędziesz się jednego ze swoich kredytów i w ten sposób odniesiesz emocjonalne zwycięstwo w walce z długiem. "Matematycy" ignorują psychologię i wskazują na kredyt gotówkowy jako najwyżej oprocentowany.
Jak już wcześniej pisałem sam raczej skłaniam się w stronę podejścia Ramseya, choć nie mogę odmówić racji obozowi "matematyków". W podanym wyżej przypadku, zdecydowanie spłacałbym długi metodą Kuli Śniegowej. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że w życiu są różne sytuacje. Czasami podejście matematyczne jest po prostu lepsze. Wyobraźmy sobie następującą sytuację:



Tutaj znowu nasze kredyty są pogrupowane zgodnie z zasadą Kuli Śniegowej, czyli od najmniejszego do największego. Tylko czy w tym przypadku podejście Ramseya ma sens?
Raczej nie, ponieważ zanim uda nam się "dokopać" do linii kredytowej, może upłynąć naprawdę dużo czasu. Przed nami w kolejce są kredyty na łączną kwotę 20.100zł. W tym wypadku najdroższy kredyt jest też największy kwotowo. Jego oprocentowanie jest też znacznie większe od pozostałych. Tutaj na pewno powinno się porzucić "Kulę Śniegową". Po prostu odłożenie w czasie spłaty tak wysoko oprocentowanego kredytu, na dodatek, zaciągniętego na dużą kwotę, byłoby dla nas bardzo kosztowne.
Koszty ekonomiczne byłyby większe niż emocjonalne korzyści. Pytanie, czy dałoby się jakoś połączyć korzyści psychologiczne i twardy rachunek ekonomiczny?
Próbą takiego połączenia jest Debt deluge, czyli
Potop.
Metoda ta początkowo zakłada szybkie pozbycie się drobnych pozycji ze swojego zadłużenia, a potem przejście do spłaty większych kredytów w kolejności od najwyżej do najniżej oprocentowanego. Na początek więc ponosimy drobny koszt ekonomiczny aby uzyskać szybkie zwycięstwo emocjonalne. Tam jednak gdzie jest to ważne, przy dużym i wysoko-oprocentowanym długu przechodzimy do metody matematycznej.
Zwolennicy tej metody uważają, że dzięki połączeniu aspektów ekonomicznych z psychologicznymi, metoda ta jest bardzo rozsądnym sposobem na pozbycie się długów. Z jednej strony nie ponosimy dużych kosztów, możliwych w metodzie Kuli Śniegowej, z drugiej strony przynajmniej na początku odnosimy małe zwycięstwa w postaci skreślenia drobnych pozycji z naszej listy zadłużenia. A co wy sądzicie?

Przeczytaj także:
Dave Ramsey i jego "Kula Śniegowa"
Płatki Śniegu - Czyli jak pozbyć się długu drobnymi krokami
Dobry dług, Zły dług
Klucz do bogactwa
Zasada 72
Finansowy przegląd okresowy

wtorek, 1 września 2009

Czego powinna nauczyć nas wojna


Dzisiaj obchodzimy 70-tą rocznicę wybuchu II Wojny Światowej. Jest to okazja na chwilę zadumy i zastanowienia się nad sensem życia i naturą ludzką. Napaść Niemców i Sowietów, kosztowała nas blisko 6 milionów ofiar i wielkie zniszczenia. W Katyniu, w Powstaniu Warszawskim, w obozach straciliśmy dużą część inteligencji, artystów, młodzieży. Straty nie do odrobienia. Konsekwencją tej wojny było też przeszło pół wieku Polski Ludowej. Pół wieku podczas którego my budowaliśmy socjalizm, a Europa Zachodnia się rozwijała i bogaciła. Teraz na wiele lat jesteśmy skazani na pościg. O lata wyprzedzają nas kraje takie jak Hiszpania, Portugalia czy Grecja, czyli "unijna druga liga". Kraje, które przed wojną były na podobnym poziomie , a i po wojnie wcale nie miały lekko, zarówno politycznie jak i gospodarczo. Niestety lata komuny sprawiły, że mało orientujemy się w sprawach ekonomicznych, jesteśmy podatni na różnego rodzaju manipulacje, nie ufamy instytucjom i sobie nawzajem. To trzeba zmieniać.
Mimo wszystko przez ostatnie lata, Polska jako kraj odniosła spektakularny sukces. Jesteśmy w NATO, w Unii Europejskiej. Jeździmy zagranicę, kupujemy na kredyt. Myślę, że takiej właśnie Polski, chcieliby Ci, którzy umierali 70 lat temu. Powinniśmy być z siebie dumni, bo żyjemy w coraz bogatszym, normalnym kraju.
Moja zmarła kilka lat temu babcia, która w czasie wojny przeżyła śmierć najbliższych, straszny głód, wiele strasznych rzeczy. Zawsze mi powtarzała:
"Czym Ty się synuniu martwisz? Jesteś najedzony, w domu ciepło. Dziękuj za to Bogu". Dzisiaj w trakcie przemówień polityków na Westerplatte, przypomniała mi się Babcia i jej słowa. Czym jestem starszy, tym większą widzę w nich mądrość. Słowa te świetnie pokazują jak bardzo zmieniło się nasze życie. Jak strasznie daleko odeszliśmy od prostego, normalnego życia. To co kiedyś było szczęściem, teraz jest biedą! Kompletnie straciliśmy umiejętność rozróżniania zachcianek od potrzeb. Nasze życie praktycznie składa się z tych pierwszych. W pogoni za nimi, zapominamy o pięknie jakie nas otacza. O przyrodzie, miłości, przyjaźni, czyli tym wszystkim czego nie da się kupić za pieniądze. Pracujemy tygodniami, żeby zarobić na kolejny gadżet. Zaciągamy kredyty, żeby dogonić sąsiadów, zrobić wrażenie na koleżankach z pracy. A możnaby było inaczej, wolniej. Bo czym my się tak naprawdę martwimy? Mamy co jeść, jest nam ciepło i bomby na głowę nie lecą. Dziękujmy za to bogu!

Przeczytaj także:
Finansowa Niezależność - Moje Spojrzenie
Fundusz Bezpieczeństwa
Milionerzy z sąsiedztwa
Siła procentu składanego
Ryzyko w finansach - czyli kto nie ryzykuje w kozie nie siedzi