środa, 16 września 2009

Finanse zamiast Religii!

Niedawno ukazał się raport Instytutu Kronenberga na temat finansowej wiedzy Polaków. Wyniki nie są zbyt pocieszające. 60% z nas nie potrafi dokonać prostych wyliczeń finansowych, takich jak chociażby wyliczenie rentowności lokaty bankowej. Tyle samo Polaków nie posiada żadnych oszczędności. 40% kobiet i 30% mężczyzn nie potrafi wytłumaczyć jak działa karta kredytowa! Dane przerażające! Od razu nasuwa się pytanie, co się dzieje? Dlaczego w dużym kraju europejskim jest, aż tak źle? Moim zdaniem pytania te powinny być zadane kolejnym ministrom edukacji. Dlaczego nasze dzieci muszą w szkole uczyć się tylu bezużytecznych przedmiotów. Na co przyszłemu prawnikowi wkuwać wzory chemiczne, a przyszłemu stolarzowi uczyć się fizyki. Szkoła powinna przede wszystkim przygotowywać nas do życia, nauczyć myśleć, szukać informacji, a nie zmuszać do przetwarzania masy mało przydatnych danych. Każde dziecko powinno uczyć się polskiego, matematyki, historii, podstaw informatyki. A dopiero w późniejszym czasie móc wybrać spośród wielu ścieżek. Niech przyszły lekarz uczy się chemii i biologii, ale po co mu gra na flecie? Czemu w szkole ma służyć przedmiot religii? Niech Ci, którzy tego pragną organizują się w przykościelnych szkółkach. Ich prawo! Pytam tylko, czy jako społeczeństwo, nie powinniśmy być zainteresowani uczeniem dzieci podstaw finansów i ekonomii.
Finanse Domowe jako przedmiot, byłyby strzałem w dziesiątke. Każdy uczeń średniej szkoły musiałby chociażby liznąć trochę wiedzy o podatkach, stopach procentowych, budżecie domowym, inflacji, walce z zadłużeniem, systemie emerytalnym. Tego właśnie w naszym kraju potrzebujemy! Przeciętny człowiek bardziej skorzysta z umiejętności szybkiego policzenia upustu, czy odsetek, niż znajomości prawa Pascala. Jak widać z powyższych badań mamy w Polsce kilka milionów finansowych analfabetów! Ludzi kompletnie nie rozumiejących jak działa nowoczesna gospodarka rynkowa, mechanizmy rynkowe. Ci ludzie padają łatwym łupem wszelkiej maści "doradców finansowych", nie potrafią samodzielnie ocenić jakiegokolwiek produktu finansowego. Są bezbronni, na zakupach, w banku, wszędzie. Na tej naiwności żerują wszelkie instytucje finansowe od Providenta po banki i cała masa innych cwaniaków. Państwo polskie powinno być zainteresowane, żeby coś z tym fantem zrobić, ale czy faktycznie politykom powinno zależeć, żeby wiedza ekonomiczna narodu rosła? W to wątpię, łatwiej się steruje tymi, którzy nie wiedzą co to jest karta kredytowa i jak działa bank centralny. Można im obiecywać gruszki na wierzbie, sto milionów dla każdego, drugą Japonię, czy Irlandię. O to chyba w tym wszystkim chodzi. Dać człowiekowi iluzję wykształcenia, zarzucić go masą zbędnych informacji, po to, żeby nie miał czasu samodzielnie pomyśleć. W końcu jak to mówią biedni mają biednieć, a bogaci się bogacić.

Przeczytaj także:
Trzeci filar - fakty i mity!
Karty Kredytowe - Źródło naszych problemów?
Kura znosząca złote jajka
Co wiedzą o nas markety spożywcze?
Jakie są Twoje finansowe cele?

13 komentarzy:

  1. Uważaj, bo poruszyłeś bardzo zapalny temat. Zaraz możesz mieć nalot Armii Rydzyka. Choć na przykładzie Ojca Dyrektora widać, że religia nie zaszkodziła w przyswajaniu ekonomii.
    Mówiąc poważnie, faktycznie podejście do edukacji powinno się zmienić. Za mało w naszych szkołach praktycznej wiedzy. Finanse to tylko jeden z możliwych przykładów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Raz że politykom nie opłaca się wprowadzać edukacji finansowej, dwa że lekcje w państwowych(nieefektywnych) szkołach wiele nie dadzą.

    Czytałem kiedyś esej na temat dlaczego w żadnym kraju(!) nie ma ekonomi w podstawowym programie kształcenia. Padła teza z którą nie sposób się nie zgodzić - dzisiejsza ekonomia bardziej przypomina właśnie religię niż naukę! Różne trendy ekonomi są przesiąknięte poglądami politycznymi. Dwóch fizyków zawsze zgodzi się co do wyjaśnienia prostych zjawisk, ale z ekonomistami z rożnych szkół jest na odwrót.

    Ja tam cieszę się że w szkołach nie wpaja się uczniom takich dogmatów "ekonomii" jakie obecnie są w zastosowaniu - "jeśli masz problem z pieniędzmi to kupuj więcej" itd.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zgodzę się do końca z wami. Bo taki przedmiot o ekonomi w szkołach średnich istnieje, i nazywa się "przedsiębiorczość".

    Jak zwykle wszystko zależy od nauczyciela. Ja sobie bardzo chwalę swoją Panią profesor. Właśnie dzięki temu przedmiotowi zacząłem interesować się ekonomią,gospodarką i giełdą :)

    Oczywiście, że w szkole nie dowiedziałem się wszystkiego na temat ekonomii :) Ale było to jakby iskierką która pobudziła mnie do dalszego zgłębiania wiedzy w tej dziedzinie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dokładnie temat bardzo drażliwy. W końcu nie każdy musi chodzić na religię, ale niektórym to nie wystarczy, chcieliby całkowicie zakazać takiej możliwości ;) Rozumiem, że w gestii autora było to, żeby podobnie jak w przypadku religii, młody uczeń, mógł wybrać pewną specjalizację. Specjalizację w prawdziwym tego słowa znaczeniu, bo obecne klasy profilowane to jakaś pomyłka. Myślę, że do gimnazjum, dzieci powinny uczyć się wszystkiego. Dopiero od progu liceum wybierałoby się "specjalizację". Ale o czym my rozmawiamy, skoro nawet na studiach, wybór interesujących nas przedmiotów jest bardzo ograniczony... ;)

    Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  5. 1. Religia jako przedmiot nie ma nic do tego. Ale przy okazji, ja bym w takim razie zwrócił uwagę na większe braki w wychowaniu jako takim, stąd najpierw etyka, potem ekonomia ;)

    2. Faktycznie, jest taki przedmiot jak przedsiębiorczość i czasami coś na WOS-ie dotyka tematów ekonomicznych. Z jednej strony to zależy od nauczyciela jak naucza, z drugiej od ucznia. Sama obecność nowych dyscyplin nie zagwarantuje, że ktoś w młodym wieku uzna taką wiedzę za istotną!

    3. Przykład edukowania przypomina mi ten rodem z USA, mam na myśli to co napisałeś w pierwszej części wpisu. Jednakże, nie powinniśmy go ślepo naśladować edukując dobrych specjalistów, którzy w innych dziedzinach są ułomni. Wiadomo, że nie można wydedukować 15mln omnibusów, ale trzeba mieć na uwadze, że człowiek powinien posadać wszechstronną wiedzę, a nie wąsko utorowaną.

    OdpowiedzUsuń
  6. Też nie rozumiem po co ten atak na religie, nie chcesz żeby dziecko chodziło to ich tam nie posyłaj. A ekonomia w szkołach średnich jest przecież od dawna a czego się dzieci nauczą to w dużej mierze zależy od nich samych, nie każdego interesują finanse na tyle żeby poznawać różne zawiłości. Myślę także, że większość też ma świadomość oszczędzania ale żyjemy w społeczeństwie konsumpcyjnym i to chyba nic nadzwyczajnego, że większość nie ma oszczędności. Na tle USA i krajów europejskich w kwestii oszczędzania gorzej nie wypadamy (oni mają większe problemy z niespłaconymi kredytami).

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszystkie zagadnienia które podałeś znajdowały się na wypisce materiału z przedmiotu Podstawy Przedsiębiorczości. Praktyka jednak była zupełnie inna, nie tylko u mnie, znam wiele osób, które tłukły ten przedmiot w innych szkołach: odczucia i korzyści równie miernie...

    OdpowiedzUsuń
  8. Do OPiotra
    Ja jakoś nie odbieram tego artykułu jako ataku na religię. Po prostu, stwierdzenie faktu, że w naszych szkołach nacisk kładzie się nie na to co powinno.
    Co do nie posyłania dzieci, ok można i tak, szkoda tylko, że nikt nie zapyta czy chce ze swoich podatków opłacać pensje katechetów.

    OdpowiedzUsuń
  9. @rebus, mam wrażenie, że pieniądze na katechetów to kropla w morzu, tego co z podatków jest marnotrawione, więc dlatego wątek a la religijny jedynie w tytule sprawdza się jako spławik zwiększający odsłony, a merytorycznie trudniej z zestawieniem tego obok tematu ekonomii.

    Ja bym wskasał na brak poczucia odpowiedzialności. To owszem wiąże się z edukacją, ale skąd bierze się w ludziach niewiedza na tematy, które gwarantują im panowanie nad finansami? To zastanawiające.

    OdpowiedzUsuń
  10. Podzielam zdanie autora, w naszych szkołach uczy się nie tego czego się powinno. Religia czy nie, jest cała masa przedmiotów, które powinny być zastąpione przez inne - bardziej życiowe.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam wszystkich za brak moich odpowiedzi na wasze komentarze. Jestem ostatnio bardzo zajęty. Postaram się odpowiedzieć dzisiaj wieczorem:)

    OdpowiedzUsuń
  12. @ Arek
    Dogmaty ekonomiczne poznaje się na studiach, w szkole chodzi o podstawy.
    @ Cinex
    To prawda, wszystko zależy od człowieka
    @ Cheed
    Ja chcę wolności, a nie przymusu. Twoja wolność nie może ograniczać mojej i odwrotnie. Specjalizacja do droga do sukcesu:)
    @ Mauro
    Dlaczego specjalista ma być ułomny w innych dziedzinach? Znam wielu, którzy przeczą tej tezie. Znam też wielu po ogólniakach, którzy wiedzą ogólną nie grzeszą.
    @ opiotr
    A ja nie rozumiem gdzie widzisz atak na religię. Co najwyżej pytanie o sens nauczania religii w szkole, za pieniądze tych, którzy nie koniecznie chcą być jej nauczani. Do religii nic nie mam, dopóki jest czyjąś sprawą prywatną. Szanujmy swoje światopoglądy i dopuśćmy do naszej świadomości, że w Polsce mieszkają też ludzie o innych wyznaniach, a także tacy, którzy po prostu nie wierzą w istnienie siły wyższej.
    @ Adam
    Być może trzeba potraktować przedmiot poważniej. Mówię o obu stronach:)
    @ rebus
    O to mniej więcej mi chodzi
    @ mauro
    Tę kroplę można by spożytkować lepiej, z punktu widzenia przyszłego życia młodego człowieka. Powtarzam nie jestem przeciwny nauczaniu religii w ogóle, jestem przeciwny narzucaniu religii w szkołach, kosztem moim zdaniem bardziej potrzebnych przedmiotów. Religię można/powinno się zgłębiać w czasie wolnym. jest do tego odpowiednia infrastruktura w Polsce.
    @ zoolaika
    Skoro Ty podzielasz moje zdanie, to mi nie pozostaje nic innego jak podzielić Twoje:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja się wychowałem w postkomunistycznej szkole podstawowej potem początek kapitalizmu w liceum i rozbrykana konsumpcja na studiach. Nigdy nie miałem żadnej ekonomii czy przedsiębiorczości. Nikt nie uczył mnie czym jest konto bankowe ani karta kredytowa. Ale za to wkówałem matematykę, fizykę, chemię, biologię, miałem nawet muzykę i plastykę. Wniosek? Szkoła dała mi podstawy i nauczyła myślenia (rodzice trochę "pomagali" bym przykładał się do nauki). Dlatego nie straszne mi karty kredytowe bo wiem jak liczyć procenty, nie straszne mi promocje ani ceny zakończone na 99 groszy bo działania na ułamkach opanowałem w szkole podstawowej. Różnej maści hochsztaplerzy się mnie nie imają bo myślę i umiem liczyć. A reszty nauczyło mnie życie: tfi, akcje, budżety domowe itp. Nie wymagajmy od szkoły by uczyła wszystkiego bo prawdziwym nauczycielem jest samo życie.

    OdpowiedzUsuń