środa, 4 listopada 2009

Wydawać mniej czy zarabiać więcej?

Fundamentem finansów osobistych jest wydawanie mniej niż się zarabia. Wiele osób woli jednak zarabiać więcej niż wydają. Pozornie mówimy o tym samym, jednak nie do końca. W jednym przypadku koncentrujemy się na minimalizowaniu wydatków, a w drugim na maksymalizowaniu zarobków. Kwestia podejścia do życia. W tym momencie muszę wyznać, że uważam, że powinniśmy raczej koncentrować swój wysiłek na oszczędzaniu, a nie na próbach szukania większych zarobków. Zdaję sobie sprawę, że tą opinią narażam się na ogień krytyki i dlatego od razu zastrzegam, że nie jestem przeciwnikiem zarabiania dużych pieniędzy. Wręcz przeciwnie! Niestety to ile zarabiamy, jest wypadkową wielu czynników mniej lub bardziej zależnych od nas samych. W grę wchodzi nie tylko wykształcenie, doświadczenie zawodowe, czy rynkowa wartość naszego zawodu, ale także nasze miejsce zamieszkania, sytuacja w naszej branży, ogólny stan gospodarki, czy nawet nasza płeć i wiek. Dlatego z dużą rezerwą podchodzę do porad typu: zarabiaj więcej, stwórz dodatkowe źródła dochodu itp. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że czy nam się to podoba, czy nie, mamy o wiele większą kontrolę nad tym jak wydajemy od tego ile zarabiamy. Dlatego też dużo łatwiej zaatakować swoje finanse domowe od strony kosztowej niż przychodowej.

Patrząc na to od strony osoby piszącej bloga o tematyce finansowej, podejście kosztowe ma wielką zaletę, a mianowicie, w przeciwieństwie do podejścia przychodowego, można je niemal na ślepo zastosować u każdego. Zarabiasz miliony czy średnią krajową, moje rady dla Ciebie odnośnie kontroli kosztów będą takie same. No może prawie takie same. Natomiast rady o zwiększeniu zarobków są najczęściej kompletnie bezsensowne, a przynajmniej nijak mają się do specyficznej sytuacji danego czytelnika. Co ja mogę poradzić weterynarzowi? Co mi może poradzić student drugiego roku filologii ? Chyba niewiele.

Wracając jednak ze świata wirtualnego do realnego warto zastanowić się nad korzyściami jakie płyną z koncentrowania się na zmniejszaniu i kontroli kosztów życia codziennego, w przeciwieństwie do wysiłków wkładanych w powiększanie dochodów. Obok wspomnianego już aspektu większej kontroli i wpływu jaki mamy na sposób wydawania pieniędzy, musimy także zauważyć kolejną ważną zaletę podejścia kosztowego jaką jest jej natychmiastowy wpływ na naszą sytuację finansową. Korzyści są tu i teraz, a nie gdzieś tam w marzeniach. Podejście kosztowe ma jeszcze jedną przewagę nad podejściem przychodowym, a mianowicie uczy nas jak kontrolować nasze finanse, jak zarządzać tym co mamy. Życie zna wiele przykładów na to, że nawet ludzie zarabiający miliony bankrutują, bo nie udaje im się zwiększać zarobków, szybciej niż rosną ich koszty życia.
Kolejna sprawa to minimalny czas jaki potrzebujemy na uporządkowanie strony kosztowej naszych finansów osobistych, w przeciwieństwie do zwiększania dochodów. Pomimo tego, że z łatwością można znaleźć autorów kreślących przed nami wizje nic nie robienia w zamian za wielkie pieniądze, to ja jeszcze nigdy nie poznałem człowieka sukcesu, który nie pracował od rana do nocy. W związku z tym pokuszę się o być może ryzykowną tezę, że dochód przeciętnego człowieka jest wprost proporcjonalny do czasu poświęconego na jego uzyskanie. Innymi słowy, chcesz mieć więcej, pracuj więcej! Nie dla każdego jest to kusząca alternatywa.

Jak widać dla mnie zalety podejścia kosztowego są duże. Na tyle duże, że na moim blogu nie znajdziecie porad jak zarobić więcej. Nie oznacza to jednak, że uważam, że każdy powinien się pogodzić z tym co ma i operować tylko i wyłącznie w obrębie tego co ma. Bynajmniej! Szukajmy sposobów, żeby zarabiać jak najwięcej, jednak problemy finansowe rozwiązujmy przez wydawanie jak najmniej. Wszak lepszy wróbelek w garści niż ........:)

Przeczytaj także:
Programy lojalnościowe - czy lojalność popłaca?
Efekt małych procentów
7 prostych kroków do finansowej niezależności
Karty kredytowe - źródło naszych problemów?
Płatki Śniegu - czyli jak pozbyć się długu małymi krokami

27 komentarzy:

  1. Bardzo interesujący wpis i podejście. Zgadzam się z autorem, że większe zarobki to fajna idea, ale często jednak patykiem na piasku pisana.
    pozdrawiam
    Iwona

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że lepiej zarabiać więcej. Po co kupować na przecenach jak można jeździć na zakupy do wypasionych sklepów. Oszczędzanie jest dla emerytów:)))))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest jeszcze jedna kwestia.
    Zwiększając dochody, zwiększasz kwote brutto (podatki, składki itp). Oczywiście - niektóre nie wszystkie dochody są równie mocno obciążane (zwiększenie umowy o pracę chyba najmocniej), niektóre dochody wręcz nie są opodatkowane (sztandarowy przykład - korepetycje).
    Zmniejszając wydatki - działasz już na kwotach netto, po wszelakich daninach publicznych.

    Czyli - np podwyżka o 500 PLN umowy o pracę to dużo mniej niż ograniczenie wydaków o 500 PLN miesięcznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie ławiej jest wdrożyć strategię oszczędzania. Jednak dla osiagnięcia sukcesu w finansach - potrzeba jednego i drugiegi (oszczędzania i zarabiania więcej).

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z poprzednikiem, że trzeba jednego i drugiego, choć trudno się nie zgodzić z Yossarianem, że podejscie do wydawania zalezy od nas, a to ile zarabiamy, w krótszym terminie na pewno nie. Długofalowo, oczywiście mamy na to jakiś tqm wpływ, chociażby poprzez edukację, podnoszenie kwalifikacji itp.

    OdpowiedzUsuń
  6. Warto zwrócić także uwagę na koszty uzyskiwania większych zarobków. Często są to dodatkowe godziny pracy, zaniedbywanie / rezygnacja z rodziny, co także może przełożyć się na mniejsze zadowolenie z życia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Obie strony równania są ważne. Powinniśmy dążyć do jak najwyższych zarobków, przy jak najniższych kosztach życia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jasne, że powinniśmy dążyć do zwiększania zarobków i do zmniejszania kosztów. Ważne jednak żeby zachować pewien umiar.
    Powiedzmy, że ktoś ma wolny zawód i może dowolnie regulować ile zleceń przyjmie. Może więc regulować długość czasu i proporcjonalnie zarobki. Powiedzmy, że pracuje średnio 8 h dziennie, zarabia 3000 i wydaje 3000.
    Postanawia jednak poprawić stan swoich finansów. Zaczyna więc pracować dwa razy więcej. Jednocześnie zaczyna drastycznie oszczędzać. Po tej zmianie zarabia 6000 wydaje 1000. Niby sytuacja jest znakomita. Ale na zmianę sytuacji złożyło się zbyt wiele poświęceń i wyrzeczeń naraz. Za bardzo zachwiane zostały pewne proporcje.
    Gdyby natomiast człowiek ten zabrał się do naprawy finansów z mniejszym rozmachem to mógłby zwiększyć swoje dochody o 500-1000 zmniejszając jednocześnie wydatki o podobną kwotę. Zyskałby znaczną poprawę sytuacji znacznie mniejszym kosztem.

    Pozdrawiam i zapraszam na mojego bloga

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam! Coraz częściej z przyjemnością tu zaglądam. Zgadzam się z Twoim podejściem - ograniczenie kosztów jest na pewno strategią możliwą do zastosowania od zaraz i dla każdego. Można by też zapytać trochę filozoficznie: jak wysokie dochody są wystarczające? Czy im wiecej, tym lepiej? Pomijając kwestię konieczności poświęcania zarabianiu dużych pieniędzy dużej ilości czasu (co nie jest moim zdaniem takie oczywiste) mam wrażenie, że ludzie, którzy wiedzą, o co w życiu chodzi, mają pieniędzy w sam raz, ani za dużo, ani za mało. Zaryzykowałabym nawet tezę, że ci najbogatsi mają spore problemy ze sobą. Ale to może takie moje psychologiczne skrzywienie;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Diana
    Nie zgodzę się z Twoją tezą, że najbogatsi mają spore problemy ze sobą. Co jedno ma do drugiego?
    Zgadzam się natomiast, że wszystko powinno mieć swoje limity, nawet bogactwo. W pewnym momencie nie ma już sensu dalsze poświęcanie wolnego czasu w celu zarobienia jeszcze większych pieniędzy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Obcinanie kosztów życia ma jeszcze jedną ogromną zalete o której autor wątku nie napisał. Mianowicie w sytuacji kiedy nasze zarobki maleją (zawsze może sie to przytrafić-zwłaszcza teraz podczas recesji) nie jesteśmy skazani nagłe ograniczanie sie ze wszystkim. Bedziemy żyć tak jak do tej pory poprostu odłożymy mniej (lub wcale)

    OdpowiedzUsuń
  12. @ anonimowy nr 1
    Bardzo ważna uwaga! Już bodajże Benjamin Franklin powiedział " dollar saved is dollar earned". W dzisiejszych czasach gdzie na każdym kroku czyhają podatki, trzeba by chyba było zmienić to powiedzenie na "dollar saved is two dollars earned".
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  13. @ sas
    Wyższe zarobki niekoniecznie są konieczne do uporządkowania naszych finansów. W większości przypadków to wcale nie wysokość zarobków jest problemem. Zgadzam się jednak, że wyższe zarobki jeszcze nikomu nie zaszkodziły:)

    OdpowiedzUsuń
  14. @ Rebus
    Dokładnie! Na zarobki nie mamy wpływu tu i teraz. Działania jakie podejmujemy dzisiaj mogą mieć wpływ na nasz dochód jutro. Dzisiaj mamy tylko wpływ na koszty.

    OdpowiedzUsuń
  15. @ Ibadura
    Oczywiście! W końcu dochodzimy do miejsca, w którym dodatkowy wolny czas jest cenniejszy od kwoty za jaką ten czas sprzedajemy. Tylko czy wszyscy są to w stanie zauważyć?

    OdpowiedzUsuń
  16. @ Anonimowy nr 2
    Tylko, żeby nam się nasze życie nie pomyliło z prowadzeniem firmy:)

    OdpowiedzUsuń
  17. @ pseudoinwestor
    Dokładnie tak! W życiu ważna jest równowaga.
    pozdrawiam

    p.s.
    Bloga odwiedziłem i fajnie się zapowiada. Pisz jak najwięcej:)

    OdpowiedzUsuń
  18. @ Diana
    Tak właśnie chyba jest, że to nie najbogatsi są najszczęśliwsi, tylko Ci, którym udało się znaleźć w życiu równowagę.
    pozdrawiam

    p.s.
    Fajnego masz bloga! Dodaję do Ciebie linka.

    OdpowiedzUsuń
  19. @ Anonimowy nr 3
    Racja! Mając wysoką stopę oszczędności, jesteśmy przyzwyczajeni do życia za mniej. Tym samym jesteśmy lepiej mentalnie przygotowani na ewentualne kłopoty. Oczywiście finansowo też!
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  20. @ Zoolaika
    Znalazłem fajny cytat:
    “Money doesn’t make you happy. I now have $50 million, but I was just as happy when I had $48 million.” – Arnold Schwarzenegger
    Jak widać Arnold zrozumiał, że pieniadze są wszystkim, ale dla biednych:)

    OdpowiedzUsuń
  21. yossarian co do komentarza z Arnoldem - jestem pewien, że poziom szczęśliwości przeciętnego człowieka podniósłby się, gdyby wykluczył ze swojego życia wszystkie problemy finansowe. Jak jesteś niezależny finansowo, to to, czy masz 50 milionów czy 48 nie jest tak ważne jak to czy masz na ubrania dla dzieci czy nie. Na pewno jednak pieniądze dają szczęście tylko do pewnego poziomu, bo tak jak pisałem wyżej niewiele już zmieni to czy mamy milion w przód czy w tył, tak jak dla przeciętnego człowieka niewiele zmienia strata 20 zł.

    A co do wpisu - zgadzam się, że najpierw należy nauczyć się oszczędzać. Nie zgadzam się jednak co do końcowego wniosku. Prawo malejących przychodów jest tak samo prawdziwe w mikroekonomii jak i w życiu codziennym. Wydłużanie dnia pracy do 12 godzin prędzej przysporzy Ci poważnych chorób niż bogactwa. W Japonii ludzie tak pracują i umierają z tego powodu, patrz zjawisko karoshi.

    OdpowiedzUsuń
  22. @ Marcin
    Dlatego wcale nie nawołuje do pracy 12 godzin na dobę:)

    OdpowiedzUsuń
  23. "Innymi słowy, chcesz mieć więcej, pracuj więcej!" - hehe a to co?

    OdpowiedzUsuń
  24. Moim zdanie najpierw należ skoncentrować się na wydatkach. Niestety jest to cholernie trudne, bo w około czeka tyle pokus... W drugie kolejności przychody, co jest tak samo trudne albo i trudniejsze niż oszczędzanie. Nikt nie mówił, że będzie łatwo.

    OdpowiedzUsuń
  25. @ Marcin
    To jest skrót myślowy nawiązujący do faktu, że zarobki jednak zależą od czasu poświęconego na działanie. Co nie oznacza jednak, że nawołuję do pracy na okrągło.

    OdpowiedzUsuń
  26. @ Krzysiek
    zarabianie jest na pewno trudniejsze od oszczędzania. Nie ma dwóch zdań!

    OdpowiedzUsuń
  27. Żeby oszczędzać trzeba mieć z czego. W tej chwili żyję na styk i nie mam kasy na dodatkowe przyjemności - więc o oszczędzaniu mowy nie ma.

    OdpowiedzUsuń